Lądowanie w Algierii

OD LĄDOWANIA W ALGIERII DO INWAZJI NA PROWANSJĘ
„Batory” wysadza desant pod Les Andalouses
Rejs szybkiego konwoju, w którym płynął „Batory” i '„Sobieski”, przebiegał od samego początku pomyślnie. Jak długo wielka formacja statków i okrętów znajdowała się w zasięgu daleko-dystansowych samolotów i nie oddaliła się zbytnio od brzegów Europy, czuwały nad nią brytyjskie łodzie latające typu Sunderland, których zadaniem było ostrzeżenie konwoju przed jedynym nieprzyjacielem, jaki mógł daleko od wybrzeża Francji zagrozić konwojowi, a mianowicie dalekosiężnymi niemieckimi bombowcami typu Focke-Wulf. Do bezpośredniej walki z tymi ostatnimi konwój miał wystarczającą ochronę w postaci samolotów myśliwskich oczekujących w pogotowiu na lotniskowcu „Biter”, wchodzącym w skład zespołu osłony. Kpt. Walenty Milenuszkin tak wspomina początek oceanicznego rejsu:
Żołnierze zmęczeni wrażeniami ostatniego dnia kładli się spać. Pustoszały korytarze i pokłady. Pozostały wachty morskie, artylerzyści i obserwatorzy. Na statku cichły rozmowy i gwar odjazdu. W ginącym świetle dnia na widnokręgu czerniły się sylwetki eskorty. Służba silniej wytężała wzrok. W sterówce mdłe światełka nafosforyzowanych wskazówek i strzałek przekaźników mrugały bladozielonym kolorem. Iskrzyły się nie mogąc usadowić się spokojnie. Minęła noc. Życie na statkach w konwoju popłynęło wojennym rozkładem służby i zajęć. Na ściennym kalendarzu przekreślaliśmy daty, idąc na południowy zachód. W dzień zygzakowaliśmy. Od za-chodu ,do wschodu słońca pruliśmy pełnymi szyb-kościami trzymając się prostego kursu. Codziennie ćwiczyliśmy alarmy i obronę przed atakami. Raz na niebie ukazał się .niemiecki Condor. Myśliwce lotnictwa marynarki krótką miały z nim pracę.

Konwój KMF-1, podobnie jak przed nim KMS-1, a po nich KMF-2 i KMS-2, aby uniknąć wyśledzenia kursu przez długodystansowe samoloty szedł na południowy zachód, daleko w głąb Atlantyku, później zaś, mniej więcej po dojściu do południ-ka przy którym leżą Azory, skręcał na południe, z kolei zaś, przed dojściem do tych wysp, zboczył na południowy wschód. Tam też, niedaleko od Azorów KMF-1 wyprzedził wolniej idący konwój KMS-2, a później, po południu 2 listopada został zauważony i 'zaatakowany przez U-b(9ota. Okręty eskorty szybko jednak odpędziły napastnika, a konwój nie zagrożony szedł dalej, kierując się na Cieśninę Gibraltarską. Na pozór może wydawać się dziwne, że w tym czasie, kiedy ogromna liczba U-bootów grasowała na Atlantyku Północnym, większość wspomnianych konwojów, jak też osłonowych zespołów okrętów wojennych przeszła okrężną trasą z baz brytyjskich do Gibraltaru niemal nie zauważona. Dwie są tego przyczyny. W październiku i na początku listopada, czyli w okresie przejścia wspomnianych sił inwazyjnych, wielkie stado U-bootów przebywało na północny zachód od Wysp Azorskich i na wspomnianej trasie znalazło się dopiero w chwili rozpoczęcia inwazji, a więc znacznie za późno. Inne wielkie stado przebywało na zachód od Wysp Kanaryjskich, gdzie w dniu 26 października zaatakowało idący z Sierra Leone do Wielkiej Brytanii konwój SL-125. Zażarcie go tropiąc przez cztery dni jego marszu U-booty zniszczyły 12 statków, ale zaabsorbowane zwalczaniem tego konwoju nie zauważyły i pozwoliły przejść zarówno brytyjskim siłom inwazyjnym zmierzającym do Gibraltaru, jak i amerykańskim, których celem były porty Maroka, podległe wówczas rządowi Vichy. Tak więc straty konwoju SL-125 nie były daremne, a przeciwnie, wyszły alianckiej sprawie na dobre, i komodor nieszczęsnego konwoju nie posiadał się ze zdumienia, kie-dy od swego dowództwa otrzymał gratulacje za to, iż przez kilka dni tak „skutecznie” absorbował uwagę atakującego go stada U-bootów.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz